– Na skrzyżowaniu równorzędnym zderzyły się cztery pojazdy uprzywilejowane: wóz gaśniczy Straży Pożarnej, radiowóz Policji, karetka Pogotowia i furgonetka Żandarmerii Wojskowej. Kto odpowiada za wypadek?
– Ruscy!!!
***
Pierwowzór dowcipu (w oryginale na końcu było: Żydzi!) powstał u schyłku lat 60. Stanowił, jak łatwo się domyślić, ironiczne podsumowanie antysemickiej nagonki, której kulminacja przypadła na marzec 1968 r. Za pożyczenie zbiorku „Dowcip surowo wzbroniony” serdecznie dziękuję Koledze Z. Mam nadzieję, że wybaczy mi zmianę pointy, zresztą z jego perspektywy to chyba wszystko jedno.
W kilka dni po katastrofie smoleńskiej złapała mnie i trzymała długo jakaś dziwna, irracjonalna wiara w ludzi. Spodziewałem się, na przykład, że przyzwoitość nie pozwoli naszym politykom – niezależnie od barw partyjnych – budować poparcia na trupach. Że nikt nie pozbędzie się ludzkich uczuć do tego stopnia, by dzielić żałobników na lepszych i gorszych. Że zdrowy rozsądek nie pozwoli, by w legendy o zamachu wierzył ktokolwiek poza wyznawcami tezy o Izraelitach przerabiających niemowlęta na macę… Nie dostrzegałem – a może nie chciałem dostrzec? – symptomów zapowiadających, że będzie – i już jest – zupełnie inaczej.
Do pisania natchnął mnie krążący po Sieci tekst Antoniego Macierewicza. Nie podam odnośnika; jak chcecie, znajdźcie i czytajcie na własną odpowiedzialność – ale nie mówcie potem, że nie ostrzegałem. Tę natomiast notkę poświęcę sprostowaniom…
Macierewicz myli się głęboko, za jedynie słuszną koncepcję polskiej polityki zagranicznej uznając „blok” mający sięgać „od Odry po Dniepr i od Bałtyku po morza Adriatyckie, Czarne i Kaspijskie”. Rozdzielenie w ten sposób ZSRR i Niemiec było ideą racjonalną, lecz w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia (i niestety wówczas niemożliwą do realizacji). Jeśli istotnie, jak twierdzi Macierewicz, takim wytycznym na początku XXI wieku hołdował Ś. P. prezydent Kaczyński – tym gorzej świadczy to o jego kwalifikacjach na „męża stanu”.
Macierewicz ośmiesza się, pisząc, że „(…) szczególne miejsce Polski wynika (…) z racji oddziaływania kulturowo-cywilizacyjnego, w czym polski katolicyzm odgrywa kluczową rolę”. Najskuteczniejsze jest zapewne polsko-katolickie oddziaływanie na ateistyczne Czechy oraz unicko-prawosławną Ukrainę… Macierewicz nie pojmuje – albo pojmuje i świadomie robi ludziom błoto z mózgu – że czynnik wyznaniowy stracił w naszej części Europy jakikolwiek wpływ na politykę międzynarodową najpóźniej w roku zawarcia sojuszu przez monarchów katolickiej Austrii, prawosławnej Rosji i protestanckich Prus. (Nazwano ten sojusz, o ironio, Świętym Przymierzem.)
Macierewicz plecie bzdury, pisząc, iż Lech Kaczyński „(…) pierwszy od śmierci Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego prowadził rzeczywiście suwerenną polską politykę międzynarodową (…)”. Za przejaw polityki niesuwerennej uznaje zatem zmianę ustroju w latach 1989-90, doprowadzenie do wyjścia z Polski wojsk radzieckich, wstąpienie do NATO oraz Unii Europejskiej. Chyba, że zamierza – dokonując kolejnych porażających odkryć – wykazać, że wszystko to i jeszcze więcej było wyłączną zasługą Lecha Kaczyńskiego. (Ale co na to Jarosław?)
Macierewicz uprawia tani populizm, twierdząc, że „Polska rezygnuje z prawdy na temat sowieckiego ludobójstwa”. By to obalić, wystarczy przypomnieć wypowiedzi Putina podczas wizyty na Westerplatte oraz 7 kwietnia br. w Katyniu.
Macierewicz przebija w tanim populizmie samego siebie, podając, że premier Tusk czyni z naszego kraju „energetyczną kolonię Rosji”, gdy tymczasem „Polska dysponuje największymi w Europie złożami gazu”. Nie zwraca przy tym najmniejszej uwagi na czas, który musi upłynąć do rozpoczęcia wydobycia (według optymistycznych przewidywań – ok. 10 lat), cenę pozyskiwanego z łupków surowca (prawdopodobnie wyższa, niż koszt sprowadzania gazu z Rosji), związaną z tym opłacalność całego przedsięwzięcia, jego wpływ na środowisko naturalne, trudności technologiczne i tym podobne nieistotne detale. Budowy łącznika do europejskiej sieci gazowej w ogóle zapewne nie rozważa, ponieważ rurociąg musiałby biec przez Niemcy.
Macierewicz świadomie ignoruje fakty, pisząc, że „(…) prezydencki samolot stawał się swoistą pułapką, do której zmierzali polscy patrioci, chcący być 10 kwietnia razem ze swoim Prezydentem”. Trudno zakładać, by szef PiSowskiego (pardon: parlamentarnego) zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej nie znał listy pasażerów rozbitego Tupolewa. Na jego pokładzie zginęli także: Jerzy Szmajdziński, Grzegorz Dolniak, Wiesław Woda… – politycy, o których można powiedzieć wiele, ale nie to, że popierali PiS i Lecha Kaczyńskiego. A zatem, według kryteriów Macierewicza, nie byli żadnymi patriotami, lecz zdrajcami i wrogami polityki niepodległościowej.
Macierewicz bredzi wprost niemiłosiernie, powołując się na film nagrany amatorską kamerą tuż po tragedii (…i notorycznie przemycany, nie bez podtekstu zapewne, w tle poświęconych jej materiałów TVP). Trzeba niesamowicie dużo „dobrej” (złej) woli, by w dobiegających zza kadru nieartykułowanych dźwiękach usłyszeć słowa „Nie ubiwaj!”. (Parę dni po katastrofie Macierewiczopodobni „słyszeli” tam, brzmiące jakże podobnie, polskie „Nie zabijajcie nas!”.) Eksperci od lotnictwa dowodzą, że uderzenia dachem samolotu w ziemię nie miał prawa przeżyć nikt z pasażerów, ale to moskiewskie sługusy ani chybi. Na skomentowanie „dowcipu” Macierewicza (filmik obejrzało „(…) 500 tysięcy widzów na całym świecie, nieporównanie więcej niż film Andrzeja Wajdy o Katyniu”) słów po prostu brakuje.
Macierewicz zdradza objawy paranoi, opisując postawy polityków PO wobec „zamachu” na życie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji. Nie dopuszcza do świadomości, że ówczesny marszałek Komorowski wyśmiał w 2008 r. nie zamach, lecz kiepską jego imitację, sprokurowaną zapewne przez służby podległe Saakaszwilemu. „Zamach” ów skłonił nawet najzajadlejszych znanych mi rusofobów do pukania się w czoło.
Macierewicz popełnia insynuację, uznając katastrofę smoleńską za element „(…) wielkiej rosyjskiej operacji odzyskiwania wpływów na obszarze dawnego imperium i to w uzgodnieniu z Niemcami oraz za zgodą rządu Donalda Tuska” – i oczywiście nie popierając tego oskarżenia jakimikolwiek dowodami. (Powie pewnie, że zostały zniszczone…)
Macierewicz raz jeszcze głęboko się myli, twierdząc w zakończeniu, jakoby „naród zaczął skupiać się wokół ocalałego spadkobiercy i realizatora polityki niepodległościowej – Jarosława Kaczyńskiego”. Widzimy w sondażach, jak się „skupia”. I całe szczęście.
Ale nawet Macierewiczowi przytrafiło się napisać jedno zdanie prawdy. Brzmi ono: „Polityk ten wciąż nie potrafi pojąć, dlaczego jego przemówienia i ton, jaki przybrał, brzmią dla Polaków jak olbrzymi dysonans”. Tyle, że chodzi mu o innego polityka, niż ten, którego zachowanie rzeczywiście oburza większość Polaków – a którego sam Macierewicz nazywa ocalałym spadkobiercą…
Ludzie! To już nie żarty. Jak najszybciej wyślijcie tego człowieka w miejsce wskazane w tytule. Czyli do Tworek. Dla jego własnego dobra, alternatywą bowiem może być więzienie. Z paragrafu 212 Kodeksu Karnego – za zniesławienie.
A dla liderów PiS, jeśli koniecznie chcą utrzymać przy sobie wyborców Macierewicza, mam propozycję. Powszechnie wiadomo, że gdyby krowie przyczepić pod ogonem tabliczkę z napisem „Nienawidzę Ruskich!”, wybór na posła lub senatora bydlątko miałoby jak w banku. Może to jest rozwiązanie? Przepisy, które nie dopuszczają do kandydowania osób skazanych ani ubezwłasnowolnionych z powodu np. choroby psychicznej, nic przecież nie mówią o roślinożercach przeżuwających.
Roman Czubiński