Gdyby

2008/11/26

Gdyby okazało się, że w Gruzji rzeczywiście „ktoś” (w domyśle: Rosja) chciał nam sprzątnąć Lecha Kaczyńskiego, byłaby z tego grubsza międzynarodowa afera. Gdyby strzelanina naprawdę okazała się próbą zamachu, konsekwencje mogłyby być ogromne, z wypowiedzeniem wojny włącznie. No, właśnie – gdyby…

Cały „zamach” okazał się bowiem grubymi nićmi szytą prowokacją. Dodam, że nie są to słowa moje, lecz największego znanego mi rusofoba (pzdr. Rafał!). Brak jakichkolwiek śladów kul na samochodach (jaki snajper nie trafiłby w pojazd z 30 metrów?!), spokojny spacer prezydentów wśród strzałów i ich przesiadka do innej limuzyny (dlaczego kierowca słysząc strzelaninę wypuścił ich, zamiast zawracać i uciekać?!), wreszcie dziwne manewry, jakie tuż przed zdarzeniem wykonywało auto z dziennikarzami – wszystko to skłania do wniosku, że Saakaszwili postanowił przydzielić naszemu prezydentowi rolę w kiepsko wyreżyserowanym antyrosyjskim przedstawieniu. Za jego zgodą, czy bez niej – to pytanie pozostaje otwarte.

Nie było więc „zamachu”, była szopka. Na szczęście. Choć są i tacy, co powiedzieliby: „niestety”. Nie brakuje w Sieci komentatorów, którzy chętnie widzieliby Kaczyńskiego zastrzelonego, choćby i przez „Ruskich”. Fanatyzm, krwiożerczość, czy „tylko” zwykły brak wyobraźni? Przypominam: TO JEST NASZ PREZYDENT. Kto strzela do niego – strzela do Polski. Kto nawołuje do jego zabójstwa – zachęca do niszczenia państwa. Swojego państwa. Lech Kaczyński najpóźniej za 6 7 lat (a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że już za dwa) odda władzę. A Polska zostanie. Tak trudno to zrozumieć?

Napisał: Roman


Dokopać Rosji!

2008/09/10

Dziś w dzienniku „Polska” ukazał się wywiad z Siergiejem Ławrowem, rosyjskim ministrem spraw zagranicznych. Jak łatwo się domyślić, liczne – szczególnie ostatnio – kwestie sporne (Gruzja, tarcza, gaz…) sprawiły, że ciepłych słów pod adresem polskich władz nie było. Przedstawiciel Rosji zarzucił naszym decydentom m. in. „politykę sprzeczną z europejską mentalnością„, uleganie wpływom „paranoi i wymyślonych zagrożeń„, a decyzję o przyjęciu tarczy antyrakietowej uznał za „małoduszne postępowanie i polityczny błąd„. Jak widzimy, szef rosyjskiej dyplomacji posługuje się językiem zgoła niedyplomatycznym. A najgorsze, że… ma sporo racji.

Postawa bowiem prezydenta Kaczyńskiego – wspieranego tu, jak w żadnej innej sprawie, przez większość mediów – daje się streścić w dwóch słowach: „dokopać Rosji!”. Kiedy 8 sierpnia wybuchła wojna na Kaukazie, ani przez chwilę nie próbowano ustalić, kto naprawdę jest winny: z góry wiedziano, że znienawidzony „niedźwiedź”. Nie wzięto pod uwagę, że de facto agresorem była Gruzja, której żołnierze rano feralnego dnia ostrzelali stacjonujące legalnie w Osetii rosyjskie siły pokojowe. Ani tego, że nawet sami Gruzini (dławiona i wcale nie marginalna opozycja) oskarżają swojego prezydenta o sprowokowanie wojny z Rosją!

Do tego dochodzi ten jeszcze „drobiazg”, że mieszkańcy Osetii od dawna nie chcą mieć z Gruzinami nic wspólnego i konsekwentnie domagają się albo niepodległości, albo wcielenia swojego kraju do Federacji Rosyjskiej. Podobna * sytuacja miała miejsce w Kosowie, które to w lutym br. ogłosiło niepodległość przy błogosławieństwie USA i UE. Rozradowani amerykańscy i europejscy dyplomaci (w tym, niestety, i nasi…) ani słowem nie wspomnieli wówczas o prawie międzynarodowym, o zasadzie integralności terytorialnej, tak często przywoływanych teraz w obronie Gruzji. Teraz okazuje się, że swoim błogosławieństwem co prawda osłabili Serbię – uważaną za sojusznika „niedźwiedzia” – ale jednocześnie dali jemu samemu alibi dla takich, a nie innych działań na Kaukazie. „Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało…

Powie ktoś, że gruzińska agresja była dla Rosji tylko pretekstem do uderzenia. To prawda. Że rosyjscy żołnierze mają na sumieniu wielu zabitych i rannych cywili. Z pewnością tak jest, bo od początku historii „przez królewskie zbrodnie zazwyczaj giną przechodnie„. Że w naszym interesie leży osłabianie Rosji za wszelką cenę. Tu już można dyskutować, bo istnieje wcale niebezsensowny pogląd, że od polskich fobii ważniejsze jest zapobieganie sojuszowi Rosji z Chinami, możliwe jedynie poprzez budowanie jej sojuszu z Europą. Jednak, mimo wszystkich argumentów na niekorzyść Rosji w tym konflikcie, nic nie jest w nim tak oczywiste, jak się to wydaje naszym rusofobom.

A więc – z bólem przyznaję, że w swojej wypowiedzi o „paranoi i wymysłach” Ławrow miał rację. Bardzo chciałbym znaleźć inną nazwę dla tego, czym kierował się nasz prezydent i relacjonujące konflikt media – ale jakoś nie umiem. Rafał, pomożesz?

Napisał: Roman

* Podobna, choć nie do końca. Czystek etnicznych – na skalę porównywalną z tymi bałkańskimi – w Gruzji nie było. Ale gdy tylko interwencja NATO zmusiła Serbów do zaprzestania mordowania Albańczyków, ci ostatni sami zaczęli mordować serbskich cywili. Trwa to do dziś, a usłyszenie o tej zamianie ról w polskich mediach graniczy z cudem.